O ósmej rano – to środek dnia! – wtoczyłam się na płytę basenu i jedną z głównych myśli zaprzątających mi głowę było: spać.
Dzisiaj jest dzień spania. Z samego rana, zaraz po zadzwonieniu budzika, mój mózg próbował mnie w przebiegły sposób oszukać. Jest taka faza między półsnem a jawą, kiedy duch toczy walkę z materią. U mnie na szczęście trwa ona bardzo krótko i zawsze wygrywa energia nowego dnia, jednak dziś było niełatwo. Natychmiast po wyłączeniu dzwoniącego telefonu mój umysł postawił mi przed oczami senne wyobrażenie w postaci dwóch stron książki do przeczytania i zasugerował, że zanim wstanę, powinnam to jeszcze przeczytać. A więc zaczęłam czytać.. i wnet sobie uświadomiłam, że moje powieki są już nie tylko ciężkie – po prostu znowu zasypiam. O nie nie mózgu, chciałeś być przebiegły, ale nic z tego – pora wstawać na trening!
To chyba ta pogoda. Bez dwóch zdań zaczęła się już jesień. Co najgorsze, zaczęły się także ciemności. Wstaję rano, patrzę przez okno i aż trudno mi uwierzyć, że kilka miesięcy temu o tej porze kończyłam trening biegowy, ciesząc się, że zdążyłam przed największym upałem. Dzisiaj o tej godzinie jest przenikliwie zimno, ciemno, a miasto śpi.
Nie zmieniam jednak zdania co do możliwości i warunków treningowych, czyli tego co dla mnie najważniejsze. Taka aura ma swoje zalety. Przede wszystkim jednak zwyczajnie nauczyłam się już w pewnym stopniu poddawać temu, co świat ma mi do zaoferowania, i starać się czerpać z tego co się da. Nie denerwować się tym, na co nie mam wpływu, i zaczynać wpływać na przebieg wydarzeń, które mogę kształtować.
Lecę, pędzę, i staram się tylko uważać, żeby nie lecieć i pędzić na łeb czy na szyję. Będzie lżej i łatwiej, kiedy będę już panią magister, bo teraz dzielę się pomiędzy liczbę zadań na dłuższą metę przewyższającą możliwości pojedynczego człowieka. Niemniej – jest dobrze.
A treningowo – mentalnie i fizycznie – nadal dzieje się rewolucja. Spodziewałam się jej, co nie zmienia faktu, że niemożliwie satysfakcjonuje mnie każda nowa myśl, która ni stąd ni zowąd kiełkuje w moim umyśle. Przez ostatni miesiąc nauczyłam się o sobie więcej niż przypuszczałam. Na niektóre z takich sadzonek jeszcze wbiegam i je szybko zadeptuję, ale one są, cholerstwa, uparte.. A ja jestem coraz spokojniejsza, więc prędzej czy później pewnie się do nich przyzwyczaję.