Dzisiejszy dzień rozpoczął się agilitowaniem. Rano, ku uciesze piesków, rozpakowałyśmy tor z samochodu i dałam im chwilę pobiegać po slalomie, hopkach i tunelu. Rasta już sto lat nie widziała przeszkód i po raz kolejny pokazała mi, że doświadczenie to nie wszystko. Smok trenuje od około 9 miesięcy, Rasta regularnie biegała przez 4 lata i muszę stanowczo stwierdzić, że Smok umie dużo więcej. Solidne podstawy, jakie otrzymywał od samego początku, naprawdę procentują. Rasta zaczynała w czasach, kiedy psom początkującym ustawiało się po prostu łatwiejsze sekwencje, zamiast uczyć ich oddzielnych elementów, dlatego różnica między moimi psami jest naprawdę duża.
Dziś ruszyliśmy na pierwszy trening wyjątkowo późno, bo przed 11. Mocną trzyosobową ekipą wybraliśmy się w las na rowerach mtb. Miła to odmiana, kiedy po prostu jedziemy po leśnych ścieżkach, zamiast zatrzymywać się co chwilę w celu pokonywania kolejnych, coraz trudniejszych przeszkód i podjazdów.
Po południu bawiliśmy się w trening agility. Biegałam z dwoma psami na zmianę, odpoczywającego wyrzucając do przyjemnie chłodnego domu. Kamowa ustawiła nam sekwencję, która dziś w nocy jej się przyśniła :))), i podpowiadała nam, co mamy biegać. Nakręciliśmy nawet filmy, ale poczekają na lepsze łącze i na więcej materiału, który pewnie przybędzie już jutro. Trzeba korzystać z uroków posiadania toru pod domem (jeszcze raz wielkie dzięki dla Falowców!), zwłaszcza że Smok jest wniebowzięty. Rasta chyba też, ale ona jak widzi tor jest bardziej mistyczna niż wyraźnie zadowolona, więc po niej to trudno poznać 😉
Wieczorem, około 19, pojechaliśmy nad Jezioro Białe. Znowu wykonałam coś w rodzaju rekreacyjnego treningu z zakładką, ale tym razem z potrójną. Na rowerze nad jezioro, tam ~kilometr pływania, rowerem z powrotem do domu i na koniec 2 km biegu.
I na tym zakończyłam dzisiejszy dzień. Niestety, nad czym ubolewam, zabrakło tradycyjnych planków z rozciąganiem. Jutro się poprawię..