Sesja letnia jest spoko..

…bo jest letnia. Ach, gdzieś musi być przycisk zatrzymujący lato. Ja go muszę znaleźć! Kocham ten stan. Chciałabym zatrzymać każdy dzień i móc odtwarzać go ponownie, i wciąż, i znowu.. Unoszę się w euforii i pławię w endorfinach.

Już czas!

Zdecydowanie! Kiedy nadchodzi dzień, w którym truskawki są po sześć złotych za kilogram, to znaczy że nadszedł czas na nową notkę. A więc oto i ona. Długo nie pisałam, oj długo. Wszystko przez to, że świat się w końcu ogarnął i kiedy w końcu siadam do kompa na dłużej, to – przynajmniej teoretycznie – zajmuję … Czytaj dalej

Życie zaskakuje mnie co dnia.

W poprzedniej notce pisałam, że rower przeżył renesans, a ja oświecenie, bowiem po umyciu i nasmarowaniu zaczął śmigać jak nowy. Tak mi się przez chwilę wydawało. Ale nadal zastanawiałam się, dlaczego wszyscy inni rowerzyści tak bezceremonialnie mnie wyprzedzają. Uznałam, że muszę się z tym pogodzić – w końcu już zostało ustalone, że kiedy Pan Bóg … Czytaj dalej

Triathlon

Wtorki to zazwyczaj takie dni, które zdają się nie mieć końca. Od piątej rano zdążyłam już wyspacerować psa, pojechać rowerem na uczelnię, wysiedzieć tam na dwojgu zajęciach (dobrze że miałam Newsweeka), pojechać do Psów i z nimi pospacerować, po drodze do domu zrobić zakupy w Carrefourze (nie ma to jak Spacer Farmera – po raz … Czytaj dalej

Ach, to ty..!

Co prawda zimowe buty, już wyczyszczone, zaimpregnowane i odstawione do szafy, wróciły jeszcze do pracy. Ale i tak jest dobrze. Nie dość, że o piątej rano już nie jest ciemno, to – co jeszcze fajniejsze – o osiemnastej nie ma jeszcze zupełnego mroku. A już za tydzień osiemnasta będzie dziewiętnastą. Dziś postaram się krótko, bo … Czytaj dalej

Wy jeszcze tego nie wiecie..

..a ja wiem, że to będzie baaaardzo długa notka. Nosiłam się z zamiarem skonstruowania jej już od dwóch tygodni. Do ubiegłego piątku wisiało nade mną widmo egzaminu z poetyki, więc kiedy już siadałam do kompa, to zabierałam się – a przynajmniej starałam się zabrać – do ogarnięcia materiału na tenże. Nie byłam zbyt przygotowana na … Czytaj dalej

Chętnie bym coś tu napisała,

i nawet w schowku panelu edycyjnego bloga czeka wstępny zarys nowej notki, ale niestety dzisiaj wisi nade mną widmo. Jutro mam, kurczę, egzamin. Pozostaje mi tylko prosić o modlitwę i wsparcie duchowe 😉 bo niestety nie przekujoniłam się w przygotowaniach. Dzisiaj udało mi się zaliczyć ogarnianie notatek w autobusie (20 minut) i na siłce (30 … Czytaj dalej

Jeszcze trochę radostek.

Cóż, zgoda, jestem trochę walnięta. Ale znowu muszę to napisać – dzisiejszy dzień był/jest tak fajny, że do pełni szczęścia brakuje mi tylko pilota, który by tę dobę zatrzymał. No, w sumie nie pogardziłabym też słońcem świecącym od 6 do 21, ale już nie bądźmy drobiazgowi… Jaram się życiem, no. W sumie to dobrze, choć … Czytaj dalej

Osohozi stomzimom?

Dlaczego? Leo, why?! Już przecież mieliśmy wiosnę, a jeśli mnie pamięć nie myli, to po wiośnie przychodzi lato, a nie zima. Dobrze chociaż, że jest sucho, bo gdyby oprócz tego mrozu zawitała do nas Ta Śliska i Mokra Substancja, to byłoby mi podwójnie smutno. No ale cóż począć – doszłam do wniosku, że już trudno, … Czytaj dalej

O radości, iskro bogów!

Ten banan na tym ryju może oznaczać tylko jedno. Wyzdrowienie + wiosna = można wyciskać ze mnie endorfiny. Uwolniłam się z aresztu domowego i w końcu mogę się trochę zaspokoić. Takie wymuszone przerwy w działaniu mają jeden, jedyny plus – kiedyś się kończą, a wtedy radość jest podwójna. Albo potrójna, a w moim przypadku chyba … Czytaj dalej

Uroki chorowania.

To oksymoron. Nie dostrzegam żadnych. A propos oksymoronu, udało mi się nie pójść na ten egzamin z poetyki, który miałam dziś mieć. Egzaminator okazał się być ludzkim człowiekiem i nie robił z tego powodu afery. Ach, gdyby wszyscy prowadzący byli tacy, świat byłby piękniejszy. Teraz mam czas, żeby się nauczyć. Oznacza to, że zapewne nie … Czytaj dalej

Absurdalne chorowanie.

Absurdalne, w rzeczy samej. No bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że zawsze, odkąd pamiętam, choruję w lutym? Cały rok jestem zdrowa, a na przełomie stycznia i lutego – trach. Nie wierzę, żeby była to moc autosugestii, bo choć rzeczywiście zaczynam w tym okresie zastanawiać się, czy i tym razem szlag mnie trafi, to jednak nie … Czytaj dalej