Pięć lat minęło wcale nie jak jeden dzień. Myślodsiewnia v. 2.0.

Tak się jakoś złożyło, że prawie skończyłam już studia. Jeszcze “tylko” napisać i obronić magisterkę i.. koniec. Jak to się stało? Kiedy? Moje życie, moje priorytety, moje wszystko tak bardzo zmieniły się przez te pięć lat, że aż trudno byłoby mi to opisać słowami. Kiedy we wrześniu 2009 wyjeżdżałam z Gdańska do Warszawy – “z … Czytaj dalej

Start po starcie – MW Open Water + 1/4 IM w Serocku

Ubiegły weekend był naprawdę wyjątkowy. Pierwszy raz startowałam w zawodach pływackich (i to na wodzie otwartej), pierwszy raz startowałam w zawodach dzień po dniu. Masa emocji, masa doświadczeń, bardzo dobre dwa dni. Jeziorko Czerniakowskie, na którym odbywały się pierwsze Mistrzostwa Warszawy Open Water, to mój ulubiony akwen (szczerze mówiąc nie testowałam ich wiele). W tygodniu … Czytaj dalej

Ślesin vs Warszawa czyli “always look on the bright side of life”

Niestety. Spodziewałam się tego, ale robiłam co mogłam, żeby jednak jechać dzisiaj do Ślesina. Łydki jednak powiedziały, że absolutnie sobie tego nie życzą. Nie pomogła intensywna terapia bengayem (ten zapach zapamiętam na długo), lodem, kąpielami w soli i Wojtkowymi uzdrawiającymi dłońmi. Cały tydzień minął pod znakiem wielkiego bólu łydek. W piątek sytuacja wyglądała nadal źle, … Czytaj dalej

Rebus (ratuuuunku!)

Na początek mam dla Was rebus. Co to jest? Podpowiedź: parę dni temu biegałam w kolcach na bieżni. Tak. To jest chleb na zakwasie. To by było nawet zabawne, gdyby nie fakt, że za trzy dni jadę na zawody, i choć moja forma biegowa nadal jest ujemna, a wszelkie zawody mają być zapoznawczo-treningowe, chciałabym pobiec … Czytaj dalej

Misja “poszukiwanie zaginionych watów” zakończona

Jestem największym loserem sprzętowym. Jestem największym loserem sprzętowym. Jestem NAJWIĘKSZYM loserem sprzętowym. Jak nie urok to sraczka. To jest po prostu nie do wiary, ale jestem naprawdę największą sprzętową sierotą jaką zna świat. W kontekście powyższego wybrałam sobie naprawdę fatalną dyscyplinę sportu. Ale od początku. Słowem wstępu przypomnę tylko, że pod koniec kwietnia, na mojej … Czytaj dalej

Ego na poziomie morza

Do obowiązkowego wyposażenia na następny start w triathlonie dopisuję papierową torbę na głowę. Po najgorszym biegu życia, jaki uskuteczniłam w Piasecznie, wiem że wszystko się może zdarzyć. Trzy dni po starcie jestem tak samo zła jak zaraz za metą, a może nawet bardziej, ale chyba wyjdzie mi to na dobre. Przede wszystkim: trudno sobie wyobrazić … Czytaj dalej

Niemoc, godzina umierania i podobno podium w kategorii

No i po Piasecznie. Wrażenie ogólne: jest mi trochę po ludzku przykro i trochę we mnie sportowej złości. Obydwie te emocje mogę przekuć w coś złego albo coś dobrego, więc mam nadzieję, że spożytkuję je korzystnie. Ale od początku. Po napięciu związanym z oczekiwaniem i przygotowaniami, po wielkim wczorajszym stresie i tak dalej, spodziewałam się … Czytaj dalej

Nie wykluczam duathlonu.

O Jezu. No więc wreszcie nadeszła ta chwila, kiedy nie tylko wypełniłam zgłoszenie na zawody i opłaciłam startowe, lecz także przejechałam się po trasie wyścigu i w ogóle wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że na tym się nie skończy. W zeszłym sezonie zapisywałam się i wycofywałam, czasem nawet w ostatniej chwili. Teraz się … Czytaj dalej

Triada głowa-płuca-serce znowu zadziałała

Lepiej późno niż wcale, czyli sporo spóźniona relacja z Orzesza. Długo się zastanawiałam, czy jest sens się rozpisywać na temat startu w ogórze sprzed dwóch tygodni, ale to jednak debiut nad debiutami. Pierwszy mój start w zawodach kolarskich w ogóle, pierwszy start po ponad dwuletniej przerwie kontuzyjno-depresyjno-ogólnokryzysowej. No a poza tym to co ja poradzę, … Czytaj dalej

Dzień dobry, wyjdzie Asia na rower?

Ledwo wstało słońce, ulice jeszcze puste. Jest przenikliwie chłodno, ale wiem, że za kilka godzin będzie bardzo ciepło. To jak z bieganiem – jeśli wyjdę przed blok i poczuję, że ubrałam się zbyt cienko, to znaczy że jest dobrze i będę jechać w odpowiednim komforcie. Najwyżej potelepię się z zimna przez pierwsze dziesięć minut. Zakładam … Czytaj dalej

Fotosynteza, czyli jestem fizolem – część I

Życie czasem dzieli się na “przed egzaminem” i “po egzaminie”. Tak też było w zeszłym tygodniu. Przez jeden dzień, który poświęciłam na naukę do poprawki (pomiędzy treningami oczywiście – ale i tak ciągnął się w nieskończoność) narosło mi tyyyyyle zaległości, jakbym co najmniej zrobiła sobie tydzień wolnego od rzeczywistości. Wracając z uczelni, na zawsze wolna … Czytaj dalej

Eksperymenty.

Rzadko tu ostatnio piszę. Bynajmniej nie dlatego, że nic się nie dzieje – dzieje się dużo, zresztą jak zwykle, ale cały czas się zastanawiam, co z tego wszystkiego jest warte obszernych opisów. Zwłaszcza że jakoś nie mogę się powstrzymać od zaglądania co chwilę na Onet, a jak już tam zajrzę, to jakoś tracę fason do … Czytaj dalej