Silesiaman Triathlon, czyli jestem sprinterką.. i (chyba) kończę tri-sezon z wielkim niedosytem.

A więc udało mi się dotrwać do soboty bez uszkodzeń ciała i duszy mogących wykluczyć mnie ze startu. W sobotę zadebiutowałam w triathlonie na dystansie sprinterskim, który – jak zresztą przypuszczałam – bolał od startu do mety, ale wcale nie o wiele bardziej niż dwa razy dłuższy dystans. Nie był to fantastyczny występ w moim … Czytaj dalej

Tak okropnie wakacje – cz. 1

Praca magisterska sama się nie napisze, ale wystarczy wyjechać z domu, i już idzie to gorzej niż źle. A bo nie mam przy sobie stacjonarnego komputera i paru kartek z notatkami, a bo bez Worda nie mogę wyświetlić ważnych funkcji w plikach, i tak dalej, i tak dalej.. Każda wymówka jest dobra. Zdziwię się po … Czytaj dalej

DNF > DNS > ja

Powinnam mieć ksywkę Eliminator. Autoeliminator. W tym roku udało mi się wyeliminować ze startu w zawodach m.in. przez ufundowanie sobie morderczego biegania w kolcach kilka dni przed triathlonem. Robiłam co mogłam, żeby przywrócić łydki do stanu używalności, ale bez pożądanego rezultatu – ledwo chodziłam. Z zawodów, które miały być najważniejszym punktem sezonu też musiałam zrezygnować, … Czytaj dalej

Jak nie urok, to jest nieźle

Dzisiejszy wpis będzie małym pamiętnikowym raportem treningowym, bo oficjalnie nic szczególnego się nie wydarzyło. Nieoficjalnie zaś same szczególne rzeczy – jak co dzień w sporcie. Po pierwsze dziękuję pogodzie, że wysłuchała moich narzekań dotyczących braku powietrza i niemożności myślenia w upale. Zasadniczo nie mam nic do wysokich temperatur, ale w tym roku wyjątkowo nie mam … Czytaj dalej

Narzekania starego człowieka, niewykorzystane możliwości i zaniechane plany

Od razu zaznaczam że tytuł jest trochę przekorny, nie jest aż tak źle, choć zacznę mniej wesoło niż powinnam, gdybym była człowiekiem przyzwoitym. A więc – dziękuję wszystkim za życzenia! Trochę osłodziły mi ten postarzający dzień. Jeśli się spełnią, to w przyszłym sezonie koszę wszystkich równo. Tak się składa, że do 18. roku życia – … Czytaj dalej

Nie tak to sobie wyobrażałam!

Oj nie tak! Po ciężkim treningu w wodzie – nawet jeśli podczas pływania widzę już potwory, mięśnie telepią mi się od wysiłku, a serce wali jak głupie – czuję się jak nowo narodzona. Im cięższy trening, tym większe pobudzenie. Choć zatoki mam spenetrowane chlorem, do tego zatkany nos, szczypią mnie oczy, a wspomnienie stresu tlenowego, … Czytaj dalej

Raz pod wozem, raz.. w nawozie – VTS Nieporęt 1/4 IM

Trzeci start na dystansie 1/4 Ironmana za mną. Znowu kilka nowych doświadczeń, znowu kilka (niestety) takich samych jak poprzednio. Zdjęć z trasy jeszcze nie posiadam (może to i lepiej.. OK, to z całą pewnością lepiej), ale relację napiszę, póki wspomnienie żywe. W piątek i sobotę pogoda nie dopisywała – było chłodno i padał deszcz. Z … Czytaj dalej

To nie był dobry tydzień. To był dobry tydzień.

O, cześć kochana – wymruczał Wojtek spod kołdry, gdy otworzył jedno oko i zobaczył że siedzę nieopodal przy komputerze. – Jak trening? – A całkiem nieźle.. – To znaczy? Jakie tempa? – Noooo… to dość dziwne, ale takie, jak mi napisałeś w rozpisce. Zapadła cisza trwająca dłuższą chwilę. Nie no, nie zasnąłby przecież aż tak … Czytaj dalej

Pięć lat minęło wcale nie jak jeden dzień. Myślodsiewnia v. 2.0.

Tak się jakoś złożyło, że prawie skończyłam już studia. Jeszcze “tylko” napisać i obronić magisterkę i.. koniec. Jak to się stało? Kiedy? Moje życie, moje priorytety, moje wszystko tak bardzo zmieniły się przez te pięć lat, że aż trudno byłoby mi to opisać słowami. Kiedy we wrześniu 2009 wyjeżdżałam z Gdańska do Warszawy – “z … Czytaj dalej

Start po starcie – MW Open Water + 1/4 IM w Serocku

Ubiegły weekend był naprawdę wyjątkowy. Pierwszy raz startowałam w zawodach pływackich (i to na wodzie otwartej), pierwszy raz startowałam w zawodach dzień po dniu. Masa emocji, masa doświadczeń, bardzo dobre dwa dni. Jeziorko Czerniakowskie, na którym odbywały się pierwsze Mistrzostwa Warszawy Open Water, to mój ulubiony akwen (szczerze mówiąc nie testowałam ich wiele). W tygodniu … Czytaj dalej

Ślesin vs Warszawa czyli “always look on the bright side of life”

Niestety. Spodziewałam się tego, ale robiłam co mogłam, żeby jednak jechać dzisiaj do Ślesina. Łydki jednak powiedziały, że absolutnie sobie tego nie życzą. Nie pomogła intensywna terapia bengayem (ten zapach zapamiętam na długo), lodem, kąpielami w soli i Wojtkowymi uzdrawiającymi dłońmi. Cały tydzień minął pod znakiem wielkiego bólu łydek. W piątek sytuacja wyglądała nadal źle, … Czytaj dalej

Misja “poszukiwanie zaginionych watów” zakończona

Jestem największym loserem sprzętowym. Jestem największym loserem sprzętowym. Jestem NAJWIĘKSZYM loserem sprzętowym. Jak nie urok to sraczka. To jest po prostu nie do wiary, ale jestem naprawdę największą sprzętową sierotą jaką zna świat. W kontekście powyższego wybrałam sobie naprawdę fatalną dyscyplinę sportu. Ale od początku. Słowem wstępu przypomnę tylko, że pod koniec kwietnia, na mojej … Czytaj dalej