Ja, porażka wuefistów

OK. Stało się jasne, że to nie jest najlepszy dzień dla naukowca. Na pierwszy trening wyruszyłam dzisiaj wyjątkowo późno (podarowałam sobie odrobinę luksusu i pospałam do 6:30 ;-)), więc cały dzień nieco mi się rozpełzł. Pływacki trening weekendowy zrobiłam w piątek, załatwiając sobie dwa dni wolnego od bezkompromisowych rozpisek, sprintów, oddechów co sześćset ruchów, ścigania … Czytaj dalej

Hu-hu-ha, zima zła, a tu tyrać trza

A więc stało się TO. Zrobiło się naprawdę zimno. Na tyle zimno, że nie zastanawiam się już, czy próbować jechać szosówką na Habdziny czy pojeździć na trenażerze. Nawet jak widzę, że zza okna kusi mnie słońce. Już teraz jest ono zdradliwe. W ostatnich dniach podobno w całej Polsce spadł śnieg – wszędzie, ale nie w … Czytaj dalej

Porzucone pieski, czyli człowiek-kontuzja narzeka, co go boli i jak bardzo

Nie tak miał wyglądać ten setny post, oj nie tak. Ale i tak będzie pozytywnie. Jednak ostrzegam: będzie dużo narzekania. Gdzieś się muszę przecież wynarzekać. Wstyd się przyznać, ale od trzech tygodni co tydzień robię sobie coś okropnego. Coś, co mnie bardzo boli i wyklucza z przynajmniej części treningu. Stwierdziłam już, że chyba spoczywa na … Czytaj dalej

Do katastrofy jeden krok, czyli jak bardzo uwielbiam się rozciągać

Tytuł dość przekorny, ale spieszę tłumaczyć, o co biega. Dosłownie i w przenośni. Ale najpierw dwa słowa wstępu. Każdy wie, jak wyglądają moje “dwa słowa” i ile stron a4 zajmują, ale naprawdę postaram się to ująć zwięźle. Pod koniec zeszłego roku trafiła mi się długa i nieprzyjemna kontuzja związana z kręgosłupem. Czynników sprzyjających przeciążeniu pleców … Czytaj dalej

Małe wielkie spostrzeżenie oraz małe wielkie cele.

Osiągnęłam życiowy sukces: w ogóle nie jest mi przykro, że przyszła jesień, i że jest ciemno i zimno. Jeszcze dwa lata temu nie uwierzyłabym w to, że kiedykolwiek coś takiego powiem. A jednak! W sumie gdybym na tym jednym zdaniu zakończyła wpis, byłaby to wystarczająco wartościowa notka, no ale nie byłabym sobą.. Z pewną obawą … Czytaj dalej

Per aspera ad nie-wiadomo-gdzie. Skończyło się!

Wracasz. Widzę w Tobie tę sportową złość.   Jak zwykle nieomylnie. Koniec, kurde, leżakowania. Zabieram się do roboty. Straciłam już wystarczająco dużo czasu, stojąc w miejscu albo wręcz oddalając się od swoich celów. Od teraz (i na szczęście nie mam na myśli tego dnia i tej godziny, bo gdyby tak było, to podejrzliwie spojrzałabym na … Czytaj dalej

Teksańska masakra wiertłem dentystycznym

Z wizyt u dentystów mam same najgorsze wspomnienia. Pierwsze traumatyczne przeżycie związane z obcowaniem ze stomatologiem mam sprzed wielu lat, gdy byłam mniej więcej ośmiolatką. Najpierw leczenie kanałowe, okupione wielkim bólem, a potem wyrywanie tego nieszczęsnego zęba. Niewiele z tych dni pamiętam, jedynie to że bolało, że ryło miałam spuchnięte jak księżyc w pełni i … Czytaj dalej

Czwartek, październik, boli, ciemno

Pamiętam to, jakby było wczoraj. 13 grudnia 2011 roku – jeden z wielu dni treningowych, w których miałam do wykonania punkt planu. Jeden z nie tak wielu dni pośród tych zaledwie kilku miesięcy, które przebiegałam pod okiem trenera Jakubowskiego. Owocny i obfity w bieganie okres. Ostatni miesiąc przed hiperporażką. Zimno było jak w lodówce, a … Czytaj dalej

Niech pierwszy rzuci kamieniem..

Obiecywałam sobie, że nie zabiorę w tej sprawie głosu. Od 5 października wszystkie media i cała sportowa społeczność grzmiały o jednym. Każdy musiał dorzucić swoje trzy grosze, czy to w telewizji, czy na forum, czy na swoim własnym blogu. Jak to zwykle bywa, w takich sytuacjach wszyscy stają się ekspertami. Trzymałam się dzielnie i długo … Czytaj dalej

Pomiędzy skrajnościami, czyli czy szkolenie pozytywne rzeczywiście jest takie pozytywne?

Jako że mój poprzedni wpis o psach wywołał nawet szerszą dyskusję niż się spodziewałam (bardzo mnie to cieszy!), dzisiejszy post też będzie o kundliskach. I znowu będzie to praktycznie to samo, co pisałam niejednokrotnie w najróżniejszych miejscach – ale wreszcie zebrane w całość i umieszczone w jednym miejscu. Rasta była moim pierwszym własnym psem, bardzo … Czytaj dalej

Border collie – kiedy kończy się pozytywne zakręcenie, a zaczyna poważne zaburzenie

Zainspirowana dyskusjami w grupie dyskusyjnej na temat chorób border collie postanowiłam rozpisać się nieco obszerniej na ten temat. Niestety mam nieco doświadczenia, jeśli chodzi o dziwne fiksacje borderów, a konkretnie jednego ze swoich dwóch łaciatych. Kiedy kupowałam Rastę (rok 2006) w Polsce było niewiele borderów z linii typowo pracujących. Ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, … Czytaj dalej

“Jak Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno”

Wraz z połową września nadeszło rozpoczęcie nowego sezonu pływackiego Warsaw Masters Team, wobec którego miałam wiele obaw. W lipcu pływałam z przerzedzoną grupą sportową na długim basenie i było ciężko, ale raczej efektywnie. Przez kolejne półtora miesiąca znalazłam się w basenie całe dwa razy. Dwa! I osiem razy w jeziorze w Grzybnie. A co gorsza, … Czytaj dalej