Don’t stop me now, don’t stop me nooooooooooooow

Tym razem zacznę od końca. Pobiegałam. HELL YEAH!!!! Pani fizjoterapeutka znowu trafiła w dziesiątkę z metodą rehabilitacji- znów pozornie prostym, ale bardzo pomysłowym sposobem. I tak oto po trzech tygodniach znoszenia całkiem niemałego bólu, stan stopy poprawił się praktycznie po kilku dniach od.. założenia butów do chodzenia po domu. Odciążenie mięśni stopy i zmiana sposobu … Czytaj dalej

Hu-hu-ha, zima zła, a tu tyrać trza

A więc stało się TO. Zrobiło się naprawdę zimno. Na tyle zimno, że nie zastanawiam się już, czy próbować jechać szosówką na Habdziny czy pojeździć na trenażerze. Nawet jak widzę, że zza okna kusi mnie słońce. Już teraz jest ono zdradliwe. W ostatnich dniach podobno w całej Polsce spadł śnieg – wszędzie, ale nie w … Czytaj dalej

Porzucone pieski, czyli człowiek-kontuzja narzeka, co go boli i jak bardzo

Nie tak miał wyglądać ten setny post, oj nie tak. Ale i tak będzie pozytywnie. Jednak ostrzegam: będzie dużo narzekania. Gdzieś się muszę przecież wynarzekać. Wstyd się przyznać, ale od trzech tygodni co tydzień robię sobie coś okropnego. Coś, co mnie bardzo boli i wyklucza z przynajmniej części treningu. Stwierdziłam już, że chyba spoczywa na … Czytaj dalej

Do katastrofy jeden krok, czyli jak bardzo uwielbiam się rozciągać

Tytuł dość przekorny, ale spieszę tłumaczyć, o co biega. Dosłownie i w przenośni. Ale najpierw dwa słowa wstępu. Każdy wie, jak wyglądają moje “dwa słowa” i ile stron a4 zajmują, ale naprawdę postaram się to ująć zwięźle. Pod koniec zeszłego roku trafiła mi się długa i nieprzyjemna kontuzja związana z kręgosłupem. Czynników sprzyjających przeciążeniu pleców … Czytaj dalej

Małe wielkie spostrzeżenie oraz małe wielkie cele.

Osiągnęłam życiowy sukces: w ogóle nie jest mi przykro, że przyszła jesień, i że jest ciemno i zimno. Jeszcze dwa lata temu nie uwierzyłabym w to, że kiedykolwiek coś takiego powiem. A jednak! W sumie gdybym na tym jednym zdaniu zakończyła wpis, byłaby to wystarczająco wartościowa notka, no ale nie byłabym sobą.. Z pewną obawą … Czytaj dalej

Czwartek, październik, boli, ciemno

Pamiętam to, jakby było wczoraj. 13 grudnia 2011 roku – jeden z wielu dni treningowych, w których miałam do wykonania punkt planu. Jeden z nie tak wielu dni pośród tych zaledwie kilku miesięcy, które przebiegałam pod okiem trenera Jakubowskiego. Owocny i obfity w bieganie okres. Ostatni miesiąc przed hiperporażką. Zimno było jak w lodówce, a … Czytaj dalej

“Jak Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno”

Wraz z połową września nadeszło rozpoczęcie nowego sezonu pływackiego Warsaw Masters Team, wobec którego miałam wiele obaw. W lipcu pływałam z przerzedzoną grupą sportową na długim basenie i było ciężko, ale raczej efektywnie. Przez kolejne półtora miesiąca znalazłam się w basenie całe dwa razy. Dwa! I osiem razy w jeziorze w Grzybnie. A co gorsza, … Czytaj dalej

H2O+Cl permeated – o pływakach słów parę

Myśl przewodnia na ten wpis tłucze mi się po głowie już od jakiegoś czasu, więc muszę ją wreszcie zwerbalizować. Chodzi o pływaków. Wybitny szacun dla pływaków! Wyczynowe trenowanie sportu – każdej dyscypliny – wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, poświęceniem, podporządkowaniem całego życia reżimowi treningowemu. Spośród dyscyplin, z którymi w jakiś sposób się zapoznałam, jedna jest … Czytaj dalej

Podsumowanie musi jeszcze trochę poczekać..

..bo nie ma szans, żebym się teraz tym zajęła. Jak nie trenuję, to pracuję, a wczoraj nawet pracowałam zamiast iść na basen. A to znak, że deadline naprawdę zaczyna mnie gonić. Staram się wysupłać także trochę czasu na trening z psem. Wczoraj Smok miał pierwszą próbę ognia na przeszkodach innych niż Falowe w Grzybnie. Miałam … Czytaj dalej

PROJEKT GRZYBNO 2013: dzień 28: wszędzie dobrze, a i w domu nienajgorzej

Dzień rozpoczął się jak zwykle wcześnie i jak zwykle treningiem. Wszystko byłoby zwyczajnie i po bożemu, gdyby nie pewna osobliwość, która spotkała mnie nad jeziorem. Miał być trening z zakładką, tak jak tydzień i dwa tygodnie temu: 5 km biegiem, pływanie i z powrotem. A więc dotarliśmy nad Białe – ja biegiem, Wojtek na rowerze, … Czytaj dalej

PROJEKT GRZYBNO: dzień 27: wigilia wyjazdu

Zdecydowaliśmy, że jedziemy do domu jutro. Nie żeby nam się tutaj przykrzyło- co to to nie. Po prostu co najmniej od wczoraj jesteśmy już tak stargetowani na wyjazd, że uznaliśmy, iż nie ma co zwlekać. Skoro będziemy jechać późnym popołudniem to jest ryzyko, że całą drogę będę śpiewać, a nie spać, jak to bywa porankami. … Czytaj dalej