Pierwsza olimpijka, pierwsze podium open – Rawa Mazowiecka

Wreszcie! Lepiej późno niż wcale – mam za sobą debiut na dystansie, który – jak zakładamy – ma się stać moim docelowym. Jak na razie mogę stwierdzić, że świetnie wybrałam – olimpijka z draftingiem to jest to, co kręci mnie najbardziej. Dawno tego nie robiłam – mój ostatni start w triathlonie odbył się prawie rok … Czytaj dalej

Księżniczka na ziarnku grochu

Będąc uczennicą zerówki, brałam udział w szkolnym przedstawieniu na dzień babci i dziadka. Podczas licznych prób przed występem wszystko było w najlepszym porządku. Przestało być miło, kiedy dwa dni przed przedstawieniem dowiedziałam się, że moi dziadkowie nie przyjadą z Warszawy do Gdańska na ten występ. Wcześniej nie przyszło mi do głowy spytać o to rodziców, … Czytaj dalej

Na Czerniakowskiej, róg Gagarina..

Dopiero co się tutaj wprowadzaliśmy. Pamiętam to tak, jakby to było wczoraj. Kiedy weszłam do mieszkania z widokiem jak z pokoju hotelowego w niezłej lokalizacji. I to późniejsze odkrywanie zupełnie nieznanej wcześniej okolicy. I same zachwyty. A to jednak prawie pięć lat – naprawdę spory kawał czasu. Wprowadzałam się tutaj jako dziewiętnastolatka. Chciałabym mieć znowu … Czytaj dalej

Chwila oddechu (co mówię z niepewnością)

Dziś po pięciu i pół godzinach snu obudziłam się rześka i gotowa do działania. Mechanizm był prosty: śniło mi się, że Smok ma babeszjozę, a gdy z tego snu wyrwał mnie budzik, leżał spokojnie obok mnie i patrzył w przestrzeń zaspanymi oczami. Od dwóch miesięcy każdy dźwięk budzika odbieram jako potencjalny zapalnik na rozpoczęcie jego … Czytaj dalej

Specialized Myczka, niebieska koleżaneczka

Jeśli Warszawianka wzbudza we mnie tak dużo skrajnych emocji, że aż zasługuje to na oddzielny wpis – nie mogę zapomnieć, że jest coś, co pod tym względem wychodzi poza skalę. Chciałam najpierw pisać o trenażerze, ale o przygodach z tym urządzeniem napiszę kolejnym razem. Bo dzisiaj o tym, co w tym trenażerze przez dwa sezony … Czytaj dalej

Warszawianka. Wysokie stężenie chloru i emocji

Wodny Park Warszawianka. Miejsce, które nie dość, że ma nazwę zupełnie nie po polsku, to na domiar złego stężenie chloru, ozonu lub innej tajemniczej substancji w wodzie powoduje, że po każdym treningu mam zatkany nos i obolałe zatoki.   Fot. tele-adres.pl   Warszawianka to obiekt, do którego mam ogromny sentyment. Dość byłoby powiedzieć, że zwłaszcza w … Czytaj dalej

I tak zawsze mnie koił szum odwiecznych fal, odpoczywam.

Oglądaliście “Dzień Świra”? To nie jest komedia. Mimo przewijającego się tam komizmu ten film jest daleki od odmiany komediowej. To jeden z najlepszych filmów jakie widziałam. Chyba żaden polski film tak bardzo mnie nie poruszył. Arcydzieło. Oglądając to jednocześnie wyję ze śmiechu, śmieję się przez łzy i cierpię razem z Adasiem. W każdym z nas … Czytaj dalej

Repertuar uzupełniony

Dostałam wreszcie błogosławieństwo od doktora i po długich sześciu tygodniach leczenia kontuzji mogłam wyjść pobiegać. Całe szczęście, że w końcu trafił mi się sensowny lekarz, który nie stwierdził, że “za dużo trenuję, po prostu coś sobie naciągnęłam i po dwóch tygodniach bez biegania powinno być już dobrze”. Powyższą diagnozę postawił lekarz w Katowicach, do którego … Czytaj dalej

Najprzetrenowanie czyli co się działo po bajce

Rzecz będzie o przetrenowaniu. W tym przypadku dość burzliwie przechodzonym. Trochę jako kontynuacja dwóch poprzednich wpisów na blogu; zwłaszcza dla komentujących, którzy pisali w tym kontekście na temat cienkiej granicy między progresem a przetrenowaniem. Tak się składa, że znam ten temat dobrze i wiem ile było mi potrzeba, żeby doprowadzić się do tego stanu, a … Czytaj dalej

(Nie)sprostowanie.

Nie myślcie sobie, że Wasze komentarze do ostatniego wpisu spłynęły po mnie jak woda po kaczce. Wręcz przeciwnie – dlatego dziękuję za wszystkie i za każdy z osobna. Przede wszystkim muszę przyznać: nie sądziłam, że tyle osób obserwuje moje treningowe poczynania i że ma o nich tak wyrobione zdanie 😉 Skłoniliście mnie do jeszcze dogłębniejszego … Czytaj dalej

Krótka historia pewnego łomotu

Na szczęście 9 godzin snu pod dwiema kołdrami (w tym jedną turbozimową), z zamkniętymi oknami, w długich spodniach i skarpetkach, z dwoma ciepłymi psami i aspiryną czyni cuda – będę żyć. Jestem jednak pod wrażeniem odczuć, które towarzyszyły mi wczoraj przez niemal cały dzień. Przedwczoraj wieczorem bawiliśmy się w krossfity (zmodyfikowane do potrzeb połamańca, czyli … Czytaj dalej

DO ROBOTY!

Moja ubezpieczalnia pobiła już rekord czasu umawiania mnie na rezonans, a nadal jej tego mało. Od tygodnia czekam na wyznaczenie terminu badania i oczywiście cały czas nie biegam. Ból zmienił swoje umiejscowienie – nie wiem czy się tym cieszyć czy martwić – i czasem nie boli w ogóle. Nie bolał na przykład dzisiaj na rowerze … Czytaj dalej